DRUKARNIA W DENLEBIE - jesień 1664 roku

Gavin zerwał się tego ranka bardzo wcześnie. Zapowiadał się przełomowy dzień - dziś miał go odwiedzić Gerhard Schmeisser, zastępca komisarza straży Denlebu. Komisarz był odpowiedzialny za odpowiednie zamówienia dla straży. Nie miał żadnej władzy wojskowej, ale to on decydował, gdzie kupic papier na obwieszczenia, sukna na mundury, mięso na obiady. Dla kupców więc był o wiele ważniejszy niż wszyscy dowódcy straży razem wzięci.
Popędził do drukarni, przecierając zaczerwienione z niewyspania oczy. W nocy czytał pożyczoną z archiwum Denlebu książkę o historii Algedonu. Dzisiaj musi ją oddać - przypomniał sobie. Bo inaczej ktoś się zorientuje, że ją pożyczyłem - zaśmiał się w duchu. Z dawnych czasów zostało mu mnóstwo znajomości w archiwum i nie było takiej książki, której nie mógłby dostać na kilka dni, mimo że oficjalnie było to zabronione.
W drukarni powitał go młody Gastroc. On również był zmęczony.
- Wszystko gotowe, pryncypale. Wszystko aż lśni.

- To, że jest czysto, to widzę. Ale mam nadzieję, że pochowaliście też to i owo? Nie mamy nic do ukrycia, ale nie chciałbym żeby podkomisarz widział więcej niż musi.
- Oczywiście. - Gastroc wyglądał na urażonego - tak jak kazałeś, wszystko jest w najlepszym porządku.
Gavin obejrzał pośpiesznie całą drukarnię. Gdy wracał z magazynu, przybiegł jeden z gońców - Pan podkomisarz juz przyszedł!
- Zaprowadź go do mojego biura, zaraz tam przyjdę
- Pan Gastroc już to zrobił.
Gavin z zadowoleniem skinął głową. Trochę trwało, nim dobrał odpowiednich współpracowników, ale obecnie nie mógł na nich narzekać. Gastroc był synem jakiegoś drobnego kupca - studiował, dopóki jego rodzina nie straciła wszystkiego podczas napadu piratów. Dla większych kupców nie miało znaczenia czy stracili jeden czy dwa statki, to były straty wkalkulowane w interes, ale ojciec Gastroca władował cały swój majątek w ten jeden jedyny rejs. Piraci zatopili statek z całym ładunkiem i ojcem Gastroca, i chłopak został jedynym żywicielem rodziny. Nie miał już pieniędzy na studia, po spłaceniu długów zostało tylko tyle by wynająć mieszkanie w podrzędnej kamienicy. Gavin spotkał go przypadkiem i od razu poczuł do niego sympatię. Trzy dni później chłopak pracował już u niego, i szybko awansował na prawą rękę.
W gabinecie czekał już podkomisarz. Gavin wylewnie go przywitał, okazując więcej radości niż naprawdę czuł. Zapytał o zdrowie małżonki, o zdrowie szanownego gościa, i zaproponował coś do wypicia.
- Dziękuję - odparł nieco wyniośle podkomisarz. - Przejdźmy do interesów.
- W każdej chwili. Co chce Pan zobaczyć najpierw ?
- Może po prostu niech mnie Pan oprowadzi, a ja sam zadecyduję potem o co pytać.
Gavin wyprowadził go z biura. Otworzył drzwi do pierwszego pomieszczenia. Pracowały w nim dwie osoby, pracowicie rzeźbiąc coś w drewnie.
- Tutaj robimy czcionki. Na jedną stronę potrzeba po średnio 20 - 30 czcionek z jednej litery. Dodatkowo, żeby druk posiadał odpowiednio wysoką jakość, staramy się nie używać czcionek zbyt często. Rozumie Pan - jeżeli byśmy drukowali cały czas tymi samymi zestawami czcionek, farba zaczęłaby się rozmazywać, i w efekcie mielibyśmy plamy na papierze. Czcionki poza tym są robione z drewna i po prostu niszczą się podczas druku - zawsze któraś może pęknąć, zarysować się itd. Zawsze więc dbam o to by mieć odpowiednią ilość czcionek. W tych pudłach , widzi Pan, są oznaczone literą, cyfrą i literą? Tam są już poukładane czcionki. Np A 20 D oznacza litery a, wysokości 20 punktów, to jest jakieś 15 cali, kroju denlebskiego.
- Kroju denlebskiego ?
- Mamy czcionki w kilku stylach. Martin, podaj mi proszę te dwa pudła.. Niech Pan spojrzy, to jest litera A i to też. Ta jednak jest w kroju denlebskim, prosta, surowa, a ta w kroju królewskim, wymyślna i z zawijasami.
- No tak... Nie rozumiem tylko dlaczego nie robicie czcionek z metalu? Wtedy nie niszczyłyby się tak łatwo.
- Są conajmniej dwa powody. Po pierwsze, musiałbym zbudować odlewnię takich czcionek i zatrudnić odpowiednich ludzi do wyrobu form, ale to akurat by się zwróciło. Ważniejszy jest brak odpowiedniej farby. Do druku zwykły atrament jest zupełnie nieprzydatny, tylko plami, nie trzyma się czcionek i za wolno schnie. Ta farba, którą w tej chwli mamy, niestety za słabo się trzyma metalu. I gdy zrobiliśmy z Atero czcionki z metalu, jeszcze gdy pracowałem u niego jako zwykły skryba, farba się po prostu rozmazywała, i efektem był druk po prostu brudny.
- Rozumiem - powiedział Gerard, ale widać było że niewiele rozumie.
- Tutaj drukujemy - Gavin otworzył następne drzwi. - W tej chwili właśnie drukujemy książkę dla archiwum. Najpierw układamy na prasie czcionki. Następnie prasę pokrywamy farbą. Teraz już można odbijać tyle stron ile chcemy, tylko za każdym razem pokrywamy farbą prasę, sprawdzamy czy druk wyszedł dobrze i odbijamy znowu. Teraz już Pan widzi czemu musimy używać specjalnej farby: musi być lepka i trzymać się prasy, przyklejać do papieru tylko tam gdzie mocno dociśnie ją czcionka. Sekret tej farby to połowa sekretu drukowania.
- Hm , rozumiem, a co jeśli w książce są rysunki ?
Gavin spochmurniał nieco.
- Cóż, z tym jest trochę problemu. Przejdźmy do następnej sali. Tutaj pracują właśnie ludzie nad rysunkami. Widzi Pan, rysunki musimy rzeźbić w drewnie, i gdy mamy zrobić dwa egzemplarze czy trzy jakiejś książki, w której są dziesiątki rysunków, takie coś jest nieopłacalne i wtedy ręcznie je dorysowujemy. Ale pracujemy nad tym. Markusie, możesz tu podejść?
- Tak pryncypale?
- Opowiedz nam jak robiy rysunki
- Och, to proste. Możemy je rzeźbić w drewnie, i tak orbimy dla większych zamówień. Gdy zamówienie jest mniejsze, ręcznie je rysujemy. Niestety rysunki nie są dokładnie takie same jak w pierwowzorze, spowalniają proces drukowania, więc często zamawiający zgadzają się na ich pominięcie. Czasami na odwrót, chcą by potem ręcznie ozdabiać książkę, rysować inicjały itd. Jest to oczywiście droższe.
- Właśnie wpadłem na taki pomysł, Markusie. A gydby tak pokryć metal woskiem, wyryć w wosku kształt rysunku a potem zalać to jakimś kwasem ? Jak sądzisz ?
- Hm, to mogłoby się udać. Ale ja nie znam się na alchemii
- Zapytam się moich przyjaciół jak ich spotkam następnym razem. Chyba zatrudnię kogoś z nich jako naczelnego alchemika drukarni.
Gavin zaśmiał się ze swojego pomysłu i zaprowadził podkomisarza do osobnych budynków, magazynu papieru i wytwórni farby. Papier sprowadzamy, ale już zaczynam się przymierzać do jego wytwarzania - mówił Gavin - sądzę że wytwórnia ruszy w ciągu roku. Podkomisarz jednak był coraz bardziej znudzony i w końcu, gdy wrócili do gabinetu, z prawdziwą ulgą usiadł i zgodził się na kieliszek wina.
- No tak, to wszystko piękne. Jaka wychodzi jednak cena waszych usług ?
- Cennik jest tutaj - Gavin usłużnie podał kartkę papieru. - Jak widzi Pan, znacznie taniej niż usługi pracowń skrybów. Biorąc pod uwagę, że nie zależy wam na jakości druku, wyjdzie to jeszcze taniej.
- No, nie aż tak tanio - Powiedział Gerard przebiegając wzrokiem cennik. - Nie jestem pewien. U skrybów mam znaczne upusty. Tutaj wyjdzie mi ledwie mniej więcej tak samo.
Gavin uśmiechnął się - ta drukarnia będzie się rozwijać, i drukować coraz taniej, w miarę jak będzie tanieć papier, farba itd. A dla stałych klientów będę zawsze miał zniżki. Poza tym, niech pan pomyśli o szybkości. Ile potrwa zanim zespół skrybów napisze 100 egzemplarzy obwieszczenia? Ile będzie błędów? Na 100 egzemplarzy zawsze trafi się jeden lub dwa z błędami, przekręconymi nazwiskami itd. U mnie ma pan 100 egzemplarzy obwieszczenia pięć godzin po zamówieniu. Drukujemy, po złożeniu strony, 3 minuty jedną stronę - tylko dlatego tak długo, bo jeszcze mam świeżo zatrudniomych pracowników, ale z dnia na dzień idzie nam lepiej i drukujemy lepiej i szybciej.
- Hm, to może przyjdę wtedy gdy będziecie drukowali lepiej i szybciej - powiedział podkomisarz.
- Już drukujemy lepiej i szybciej niż niejeden zespół skrybów w tym mieście. - odparł Gavin, ale już załapał o co chodzi. - Zagrajmy w otwarte karty, jeżeli da mi Pan wyłączność na drukowanie, zarobię ja, miasto, i Pan zapewne też otrzyma jakąś premię za dokonane usprawnienia.
- Sugeruje Pan, że jestem przekupny ?
- Premię od miasta, rzecz jasna, to miałem na myśli. Mogę się założyć.
- O ile?
Chwilę się jeszcze potargowali, w końcu Schmeisser zadowolony skinął głową. - Chyba się dogadaliśmy. Pozostaje jeszcze kwestia bezpieczeństwa. Obwieszczenie straży nie mogą być oglądane przez byle kogo przed ich wywieszeniem
- Mam samych zaufanych ludzi. Jeżeli ktoś się sprawdzi u mnie, wtedy podpisuję z nim kontrakt. Dostęp do treści obwieszczeń będzie miało dwóch, trzech może ludzi. Przy prasie mogę zatrudnić kogoś niepiśmiennego jeżeli o to chodzi, wtedy tylko osoba składająca tekst będzie wiedzieć o co chodzi.
- Dobrze. Oczywiście nie ma mowy o wyłączności. Po prostu może Pan oczekiwać od nas częstych zamówień. Ciekawi mnie jeszcze.. nie miał Pan kłopotów z skrybami? Podobno strasznie psuje im Pan interesy
- Nie przesadzajmy z tym psuciem interesów.. do tej pory nie zauważali mnie zbytnio, ale zaczną.. zresztą jak Pan myśli, dlaczego chcę mieć własną wytwórnię papieru? Bo oni znają się z kupcami papieru i windują ceny. Gdyby nie to, drukowałbym dwa razy taniej.
Porozmawiali jeszcze chwilę, w końcu podkomisarz wyszedł. Gavin stanął przy oknie. Już niedługo będzie go stać na to, by były w nim prawdziwe szyby. Niedługo pokaże im wszystkim. Jeszcze nie tak dawno sprzątał ulice, teraz powoli wyrabia sobie znajomości w radzie miasta, straży, wśród kupców i niedługo będzie jednym z najbardziej poważanych ludzi w mieście. Wystarczy ulepszyć prasę, czcionki, farbę, dostać tańszy papier, i będzie zbijał kokosy. Przez chwilę poczuł żal za czymś, sam nie wiedział za czym, po czym powiedział swoim ludziom że idzie odpocząć i poszedł pogalopować na swoim koniu, Fuksie.
© by Szopen