Prawdopodobnie gdyby Gavin nie poczuł ochoty na przechadzkę, magazyn
spłonąłby doszczętnie. Być może więc prawdą było to, co niektórzy sądzili
o wyjątkowym szczęściu drukarza; z drugiej strony być może ktoś inny by
zauważył i spłoszył podpalacza. Tak czy inaczej Gavinowi znudziło się
siedzenie w domu nad wiekopomnym dziełem szacownego Eilharta z Haboru
opisującego historię Denlebu i zdecydował że przydała by mu się zaczerpnięcie
świeżego powietrza; a potem, podczas spaceru, pomyślał że właściwie skoro już
wyszedł to może skoczyć do drukarni zobaczyć jak sobie radzi nowo przyjęty
stróż. Nowo przyjęty stróż stał się automatycznie byłym nowo przyjętym
stróżem po tym, jak Gavin zastał go chrapiącego w najlepsze nad butelką
taniego wina; rozgrzany tym wydarzeniem nabrał ochoty na dalszą inspekcję
i poszedł do dzielnicy portowej, gdzie wynajmował kilka magazynów.
Stał teraz trzęsąc się po trochu z zimna, a po trochu z emocji nad zgrabnym
stosikiem przygotowanym do podpalenia. Gdybym przyszedł trochę później,
pomyślał, byłoby już za późno. Tylko małą chwilkę później. Zadecydował że
warto będzie jutro udać się do świątyni Melfisa z skromną ofiarą.
Strażnik skończył rozmowę z stróżem magazynu - tego Gavin nie mógł zwolnić,
bo ów pracował dla właściciela magazynu - zagadnął pogodnie:
- Mało brakowało co? Stróż mówi że niczego nie zauważył, bo był na obchodzie
po drugiej stronie magazynu... Miał pan cholerne szczęście, panie Gavin.
- Dziękuję. Byłbym jednak jeszcze bardziej szczęśliwy gdyby ten sukinsyn
nie uciekł. Mało co a bym go złapał.
Strażnik spojrzał krytycznie na drukarza, pomyślał że dobrze że to chuchro
nie złapało podpalacza bo musiałby się teraz babrać w sprawie o morderstwo.
Samobójstwo właściwie, pomyślał i rozweselony uśmiechnął się.
- To na pewno bardzo by nam ułatwiło sprawę. - Powiedział - no cóż, pozostaje
mi tylko życzyć panu dobrej nocy. Powiadomimy pana jak będziemy coś wiedzieć.
Może pan podać swój adres?
- Mój adres? O nie, żadne takie. Nie mam zamiaru czekać pół roku tylko po
to by dostać karteczkę z zawiadomieniem że z braku środków śledztwo
zostało zamknięte. Idę na strażnicę z wami.
- Nie wydaje mi się żeby to było potrzebne - powiedział strażnik, wciąż jeszcze
uprzejmie.
- To _jest_ potrzebne. Muszę porozmawiać z Reuke. Albo z Milesem. Albo z samym
Takerem.
Strażnik chwilę się wahał, w końcu powiedział:
- Nie, to absolutnie nie będzie potrzebne. Odprowadzimy pana do domu a jutro...
- Sluchaj - przerwał mu Gavin - sam pójdę do domu, ty po prostu powiadom Reukegoby złożył wizytę w drukarni. Jak najszybciej.
Dwie godziny później Gavin siedział razem z Reuke w drukarni.
- Domyślasz się kto to mógł zrobić? - Zapytał Reuke.
- Pewnie. - powiedział Gavin. - Spółki skrybów. Psuję im interes.
- W naszym mieście jest co najmniej 20 takich spółek, to po pierwsze, a po
drugie, za rzucanie bezpodstawnych oskarżeń można powędrować do więzienia.
- Ja nie rzucam żadnych bezpodstawnych oskarżeń. Zapytałeś się mnie kogo
podejrzewam, to Ci odpowiedziałem.
- Ok. Ktoś oprócz Ciebie widział tą próbę podpalenia?
- Nie, stróż był na obchodzie po drugiej stronie.
- Jednym słowem, Gavin, jedynym dowodem na to, że jakaś próba podpalenia
była, jest kilka szmat polanych olejem i twoje słowo. Gdybyśmy nie byli
przyjaciółmi, powiedziałbym ci że masz nikłe szanse na to, że w ogóle zacznie
się dochodzenie.
,,Gdybyś nie drukował nam obwieszczeń i ulotek za pół darmo skopałbym ci
dupę'' - przetłumaczył sobie Gavin w duchu.
Chwilę milczeli, wreszcie Reuke wstał i powiedział - dobrze, jak coś
znajdziemy, powiadomię cię.
- Przydałaby mi się jakaś ochrona - mruknął Gavin. - Nie mógłbyś posłać
jakiegoś patrolu by częściej zwiedzał okolice drukarni i magazynów?
- Nie bądź śmieszny, Gavin.
- Tylko tymczasowo. Zanim wynajmę kogoś do ochrony.
- Nie ma szans. Wybacz, ale mam za mało powodów, by postawić strażników
koło twojego magazynu.
Gavin zastanowił się czy Reuke liczy na łapówkę - byłby to pierwszy raz o
którym słyszał ale w końcu w Denlebie nie ma ludzi którzy nie biorą
łapówek - potem szybko obliczył na jak dużą łapówkę by było go stać, wreszcie
Westchnął i wstał żeby uścisnąć dłoń strażnika.
Nie była to zbyt bezpieczna dzielnica, jednakże Gavin czuł się tu dość
swobodnie. Jak często lubił powtarzać, nie był całe życie drukarzem, i
wcześniej zdążył porobić sobie tutaj sporo znajomości. Poza tym ubrany był
skromnie i nie nosił przy sobie zbyt wiele gotówki, więc nie sądził by komuś
chciało się marnować cenny czas dla pary zdartych butów.
Nie znaczyło to jednak, że nie był ostrożny; w Denlebie codziennie znajdowano
czyjeś zwłoki - może niezbyt dużo ale Gavin nie miał ochoty by to on
przyczynił się do podwyższenia statystyki.
Widząc dwie osoby idące spiął się cały i namacał dłonią długi nóż. Uliczka
była zbyt wąska by można było przejść na jej drugą stronę i w ten sposób
uniknąć spotkania. Domy po obu jej stronach pochylały się do siebie jakby
chciały podać sobie ręce, wydawałoby się równie pijane jak większość
przechodniów. Padający deszcz i mgła która przyszła tu od portu nadawała
całości nieco bajkowego wyglądu.
Ci dwaj zatoczyli się i jeden z nich zaklął. Gavin odprężył się. Najwidoczniej
wracali do domu z nocnej popijawy - jeden odprowadzał drugiego, częsty widok
w tych stronach.
Jego przypuszczenie się potwierdziło, gdy go mijali; poczuł mocny zapach
taniej wódki i usłyszał bełkotliwe tłumaczenia tego, który był odprowadzany.
Gavin mijając ich uśmiechnął się pogodnie. Nie zdążył jednak ujść jeszcze
dwóch kroków gdy potężny cios w kark pchnął go na ziemię. Gavin zaskoczony
upadł na ręce - nóż padł gdzieś w błoto - i zanim wstał dostał potężnego
kopa w brzuch. Pierwszego z wielu.
Pierwszy nieprzytomnego drukarza zauważył jakiś kieszonkowiec. Przeszukał
go i zaklął gdy nic nie znalazł. Był dobrym człowiekiem więc zostawił Gavina
żywego. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, z tym że niektórzy rozczarowani
pustymi kieszeniami Gavina kopali go kilka razy przed odejściem. Dopiero nad
ranem jakaś praczka potknęła się o ciało, wracając z dodatkowej roboty którą
dorabiała na chleb dla dzieci, i narobiła wrzasku sądząc że znalazła trupa.
Normalnie mało kto zwracał uwagi na takie krzyki, jednakże tak się składało
że akurat w pobliżu przechodził strażnik, który z potężnym kacem szedł właśnie
do domu. Widok ciała obudził w nim poczucie obowiązku.
Jakiś czas później Gavin leżał na materacu w swoim pokoju. Jego gospodyni
widząc go nie wyzwała go jak zwykle od obiboków, próżniaków i hultajów (którzy
noce spędzają nie wiadomo gdzie, a potem biedna kobieta musi prac te wszystkie
porzygane ubrania). Sprzątała u niego dwa razy w tygodniu od niepamiętnych
czasów, tak samo jak prała i widać było że jest o niego naprawdę
niespokojna.
Gdy Gavin się obudził, wmusiła w niego rosół.
- pani Letycjo, zamiast mnie truć posłałaby pani kogoś do drukarni i do
straży - powiedział Gavin.
- Zaraz powinien przyjść tutaj jakiś dowódca straży - powiedziała kobieta,
- A pan Gastrok powiedział, że również zaraz przyjdzie.
- Co się ze mną działo? - zapytał Gavin łapiąc się za głowę. - Pamiętam tylko
jak mi wkopali..
- Ja nie wiem. Przyszedł pan Gastrok z paroma ludźmi, przynieśli pana i kazali
się opiekować.
- Hm, dobrze, możesz mnie zostawić na razie.
Zignorował jej gderanie i obrócił się ostrożnie na drugi bok. Gdy wyszła,
obmacał głowę i żebra i z zadowoleniem stwierdził, że wszystko ma w
jednym kawałku. Ostrożnie spróbował usiąść, ale przyszło mu na myśl że
wreszcie ma idealny pretekst do powylegiwania się nieco w łóżku. Gdy więc
zjawił się Gastrok, przywitał go więc leżąc z zbolałą miną.
Gospodyni nie miała ochoty wychodzić, więc Gavin poprosił ją o zrobienie
jakichś zakupów, mając nadzieję że w ten sposób pozbędzie się jej na
co najmniej pół dnia. Oprócz Gastroka przyszedł też Markas, niedawno przyjęty
student alchemii, którego Gavin przyjął mając nadzieję że ten szybko
ulepszy produkcję atramentu i papieru. Jak do tej pory nadzieje te nie
spełniały się, ale student okazał się dobrym pracownikiem i przyjacielem,
Gavin zaś wiele razy się przekonał jak trudno jest o znalezienie
odpowiednich - lojalnych i uczciwych - ludzi w Denlebie. Tak więc
wciąż pracował i nic nie wskazywało na to że to się zmieni, choć wiele razy
Gavin sobie obiecywał że wyrzuci go na zbity pysk po tym jak chłopak
przychodził do pracy albo naprany, albo na ciężkim kacu - zwłaszcza gdy
wreszcie został wyrzucony z uczelni. Markas twierdził, że nie miał
pieniędzy na opłacenie nauki a nie chciał przyjąć ich od Gavina, jednakże
plotka głosiła że Markas miał pieniądze na naukę od rodziców, jednakże je
przepił, a z uczelni wyleciał z powodu kiepskich wyników.
- Fatalnie wyglądasz - powiedział Gastrok.
- Fatalnie się czuję. Wygląd mam więc chyba odpowiedni.
- Masz niesamowite szczęście. Mogłeś leżeć na ulicy aż ktoś by cię zatłukł,
po prostu dla zabawy.
- Powiedz mi lepiej czy wezwałeś już Reuke?
- Oczywiście. - Gastrok wydawał się urażony. - Powinien się tu zjawić
lada chwila.
- Świetnie. Mam nadzieję że tym razem uwierzy że ktoś wyraźnie usiłuje
zniszczyć nasz interes.
- Kto? Skrybowie?
- A kto inny?
- Może to Agustin - wtrącił Markas -ostatnio odebraliśmy im niezłą umowę,
z zarządem magazynów portowych.
- Tak, to by było podobne do Agustina - pokiwał głową Gavin - Nie możesz
z kimś konkurować, zabij go.
Gastrok pokręcił głową, ale zanim zdążył coś powiedzieć, ktoś zapukał do drzwi i po chwili słychać było jak się otwierają. Gavin skrzywił
się : To pewnie Letycja. Stróż czeka aż się mu otworzy jeśli czegoś chce..
Markas idź zobacz co się stało.
- Tylko po cholerę byłeś w tej dzielnicy? Przecież tam są same knajpy i
burdele zastanawiał się głośno Gastroc.
- Nie twój interes - warknął Gavin. Widząc twarz chłopaka dodał łagodniej.
Po prostu, od czasu do czasu również ja muszę mieć jakieś rozrywki. Ale
to nie znaczy że muszę ci się z nich wszystkich spowiadać. Nawet pomimo
tego że jesteś moim najbardziej zaufanym pracownikiem. I przyjacielem -
dorzucił patrząc jak Gastroc się rozchmurza.
Do pokoju weszli Markas z Reuke. Twarz drukarza rozjaśniła się i usiadł
na łóżku, zapominając że ma wyglądać kiepsko.
- Reuke! Nareszcie jesteś... ale mogłeś zapukać.
- Wpuściła mnie twoja gospodyni.
- Letycja? To niemożliwe. Wysłałem ją na zakupy. Markas zapytaj się co ona
jeszcze tutaj robi.
- Mówi że zapomniała posprzątać korytarza - powiedział po chwili chłopak.
- Może podsłuchiwała?
- Genialne. - Pokiwał głową Gavin. - Sam bym na to nie wpadł.
- Może ona też jest w spisku z Agustinem? - podsunął Markas.
- W jakim spisku? - zainteresował się Reuke.
- W żadnym... Letycja sprząta mi i gotuje już od pięciu lat. Jest wścibska
ale ufam jej. Po prostu ona nie może wytrzymać bez wtrącania się w czyjeś
życie.
- Mówiliście o Agustinie? Miałeś na myśli Agustin i synowie, spółkę skrybów?
- Reuke zwrócił się do Markusa. - Macie jakieś dowody?
- Pozbawiliśmy ich dobrej umowy ostatnio - powiedział niepewnie Markas.
- Hm, to faktycznie wspaniały dowód. A ty, Gavin, co o tym myślisz?
- Nie wiem. Ktoś usiłuje mnie zniszczyć. Nie udało się podpalenie, więc
postanowił załatwić to inaczej.
- I podejrzewasz skrybów?
- Tak. Komu innemu zależałoby na tym by mi wkopać?
- Pytanie brzmi, nie kto ci wkopał, ale dlaczego żyjesz - powiedział Reuke.
Gavin zamilkł i spojrzal bystro na strażnika.
- Rozumiem - powiedział wreszcie. - Myślisz że ktoś chciał mnie tylko
nastraszyć?
- Dokładnie - skinął głową Reuke.
- Nie przesadzajmy, panowie!- uniósł ręce Gastroc - równie dobrze może to
być przypadek. Może po prostu nie spodobała im się twoja gęba?
Gavin ponuro spojrzał na Gastroka ale zanim zdążył coś powiedzieć rozległo
się pukanie do drzwi.
- Ja otworzę - zaoferował się Gastroc. Podskoczył do drzwi i otworzył je
szeroko. Słychać było gwałtowną wymianę zdań w przedpokoju i po chwili
chłopak wrócił, cały blady na twarzy. Obok niego stanął, ciężko dysząc,
Erhart.
- Magazyn... - wydyszał Erhart- Magazyn.. płonie...
- Żartujesz ?- powiedział po chwili ciszy Gavin.
- Nie...
Gavin usiadł na materacu i po chwili zaczął przeklinać w dwóch językach.
- Ubezpieczyłeś się od pożaru? - zapytał Reuke.
- A co, kurwa, wygladam na człowieka który się ubezpieczył od pożatu? -
gorzko zapytał Gavin i zaczął kląć dalej.
- No to jedna hipoteza nam odpada - pomyślał Reuke.
- Dlaczego spalili magazyn ? - powiedział nagle Gastroc. Gavin zamilkł i
ogłupiały patrzył na chłopaka.
- Bo chcą nas wykończyć - powiedział powoli.
- Nie. Mogliby spalić drukarnię. Papier możemy kupić nowy.
- Dupa. Potrzebujemy całe tony papieru w tym tygodniu.
- Może wykorzystamy papier do gazety? - zapytał Erhart.
- Mam zamówienia na druki książek. Muszą być na dobrym papierze. Jeśli ich
nie zrealizuję dobrze i o czasie dostaniemy takie kary że się nie pozbieramy.
-powiedział Gavin. - A gazeta musi wyjść jutro. Nie możemy sobie pozwolić
na opóźnienia - nie na tym etapie rozwoju.
Reuke wstał i ukłonił się lekko.
- No cóż, to już nie moja działka. Pójdę na pogorzelisko obejrzeć ślady.
- Może on też jest przeciwko nam? - powiedział Gastroc po jego wyjściu-
nie chciał dać nam strażników.
- W tej chwili wszyscy są przeciwko nam - powiedział Gavin ponuro i podniósł
się sykając z bólu. - Zawołajcie Letycję.. muszę szybko doprowadzić się do
porządku. Na szczęście mamy jeszcze paru przyjaciół.. szybko wykombinuję
potrzebną gotówkę. Macie rację, kupimy nowy papier i po krzyku.
Gavin z trudem hamował wybuch. Haevernet palił spokojnie fajkę, nie proponując
nawet mu poczęstunku. Przed chwilą odmówił mu pożyczki - tak samo jak wszyscy
inni poprzedni kupcy. Gavin jeszcze jakoś by to zniósł, gdyby nie wiadomość,
że wszyscy nagle podnieśli ceny papieru. Szakale, pomyślał.
- Haevernet - zaczął powoli. - Jesteśmy przyjaciółmi od dawna. Jesteś moim
najlepszym klientem i zawarliśmy wiele korzystnych umów.
- Masz zamiar prawić mi komplementy cały dzień czy przejdziesz do rzeczy?
- Jeżeli pożyczysz mi potrzebną sumę dostaniesz półroczną zniżkę. Będę ci
wdzięczny do końca życia.
Haevernet spojrzał krytycznie na siniaki widoczne na twarzy Gavina i zachował
dla siebie zdanie na temat długości życia Gavina.
- Mój drogi Gavinie - powiedział spokojnie - nie mam żadnej gwarancji że
twoja firma przetrwa dłużej niż kilka tygodni. Twoja wypłacalność stoi
pod znakiem zapytania. Kto mi zapewni, że jutro znowu nie podpalą Ci magazynów?
albo drukarnię? Wybacz mi, bardzo osobiście ciebie lubię, i uwielbiam robić
ci interesy, ale chyba rozumiesz moją sytuację.
- Rozumiem. - Powiedział Gavin i z wysiłkiem uśmiechnął się mile. - No cóż,
masz rację. Ja na twoim miejscu pewnie postąpiłbym podobnie. Mam nadzieję, że
zostaniemy przyjaciółmi?
- Ależ oczywiście - powiedział Haevernet. Gavin wyobraził sobie jak go
rozłupuje na pół swoim dwuręcznym mieczem i tym razem uśmiechnął się szczerze
ściskając dłoń kupca, aż ten pomyślał sobie: ,,no, no. Facet z klasą. Potrafi
przyjąć godnie porażkę. Swoją drogą sympatyczny gość''.
- Na ile procent?? - Gavin na chwile stracił swój chłopięcy uśmiech z twarzy.
- Panie Gavin, powiedzmy sobie szczerze - Również Stefan przestał się
uśmiechać - nigdzie w tym mieście poza bankiem Dragona nie dostanie pan
kredytu. Nigdzie. Również my byśmy go panu nie dali, gdyby nie to, że
naprawdę wierzymy że uda się panu odnieść sukces. Już nie wspominam o tym
że bardzo pana cenimy i zawsze nasz bank popierał tak cenne inicjatywy jak
pańska. Lubimy pana, panie Gavin. Tylko dlatego w ogóle rozmawiamy o
jakimkolwiek kredycie
.
Gavin milczał chwilę.
- Wygląda na to że powinienem byc wam wdzięczny. - powiedział wreszcie.
- Może pan mi wierzyć lub nie, ale będzie mi pan wdzięczny. Jeśli
pan sie chwilę zastanowi, zobaczy pan, że my- bank Dragona - jesteśmy pana
przyjaciółmi. I wyświadczamy panu olbrzymią przysługę.
Gavin wstał: dobrze więc. Przejdźmy do podpisania umowy.
- Jeszcze będzie nam pan nas błogosławił - powiedział szeroko uśmiechając
się krasnolud.
- Cholerny fiut - powiedział gorzko Gavin. - Czasami po takich rozmowach
mam ochotę wrzucić wszystko w diabły.
- Nie jest tak źle - powiedział Gastroc. Siedzieli w ,,Pęknietym mieczu''
popijając piwo - oprócz Gavina i Gastroca jeszcze Markus, Erhart i Askanias.
- Jak złapiemy szybko dużo nowych zamówień, i jeśli gazeta odniesie sukces,
możemy się jakoś z tego wyplątać.
Gavin spojrzał na niego ponuro.
- A jeśli znowu ktoś podpali nam magazyn? Albo, co gorsza, drukarnię?
- Pryncypale, wydaje mi się że trochę przesadzasz - Markus odstawił kufel.
- Może masz rację - powiedział Gavin ciężko wzdychając i wstając by kupić
następne piwo. - Może wszystko będzie dobrze...
© by Szopen